niedziela, 15 października 2017

#001 Promyk

Siedzisz na łóżku otulona puchowym kocem i oglądasz kolejny melodramat, kolejny film w którym ktoś z bohaterów odchodzi. Oglądasz to, a po twoim  policzku spływają łzy, jednak nie wyłączasz laptopa na twoich kolanach, oglądasz to bo te  wszystkie historie są tak bardzo podobne….  Siadam obok ciebie, obejmuje mocno ramieniem, jednak ty tylko mówisz cicho, że ci mnie bardzo brakuje, że chciałabyś bym tu był. A przecież jestem. Jestem tuż przy tobie. Chciałbym byś to poczuła, byś znowu się do mnie uśmiechnęła. Ale  to nie możliwe, bo odszedłem… Tak bardzo tego nie chciałem… Nie chciałem cię zostawić, a teraz nie mogę nawet ci powiedzieć byś nie płakała, że jestem i że zawsze będę. Nie usłyszysz tego. Twój telefon niespodziewanie wibruje. Spoglądasz zobojętniała na ekran i odczytujesz wiadomość. Jakaś propozycja wyjścia od znajomych…. 
- Kolejne spotkanie, kolejne słowa wsparcia. Kolejne musisz zapomnieć, pogodzić się. Jak? Jak gdy ciebie już nie ma……… 
Zawsze byłaś uparta, właśnie wyłączasz swój telefon i rzucasz gdzieś w kąt pokoju, kładziesz się na łóżku i przytulasz do wielkiego brązowego miśka. Podarowałem ci go w dzień naszej pierwszej rocznicy. Zawsze mówiłaś, że tulisz go gdy jestem daleko i wtedy wydaje ci się, że jestem przy tobie. 
- Wiesz kochanie, on wciąż pachnie tobą. 
Mówisz cicho i znowu zanosisz się płaczem. A ja jestem bezsilny. Nie potrafię ci pomóc skarbie. W żaden sposób, mogę jedynie tkwić tu z tobą, ale ty nawet nie poczujesz mojej dłoni na twoim policzku, bo umarłem… Zmęczona i pogrążona w smutku zasypiasz, a ja kładę się obok ciebie i wtulam twarz w twoje włosy, zastanawiając się co mogę zrobić byś przestała w końcu płakać, a na twojej twarzy pojawił się ten uśmiech, który tak bardzo uwielbiam. 
Poranek nie należał do najłatwiejszych. Jak każdy. Wstałaś powoli z łóżka i  poszłaś do łazienki. Słyszałem tylko szum wody. Naprawdę się o Ciebie bałem, bałem się co jeszcze wymyślisz, chciałbym coś zmienić…. Cokolwiek. Patrzyłem jak siedzisz w kuchni na taborecie,  ubrana w moją ulubioną szarą bluzę i wmuszasz w siebie kolejne łyżki płatków. Przynajmniej zaczęłaś jeść. 
- Gdybyś tu był zaraz byś na mnie nakrzyczał, że nie podgrzałam mleka. – mruknęłaś. Zaśmiałem się cicho. Nienawidziłem płatków z zimnym mlekiem. Niestety nawet nie mam siły tego robić, po prostu siadam obok i przyglądam się jak spożywasz posiłek. Mógłbym to robić godzinami. 
- Zastanawiam się czy mnie słyszysz skarbie. – powiedziałaś odkładając miskę do zlewu  - Chciałabym byś tu był. Tęsknie za tobą, nawet za twoimi pretensjami. – powiedziałaś smutno. Objąłem cię mocno w pasie. Jednak ty nic nie poczułaś. Westchnąłem cicho. Odeszłaś ode mnie w pośpiechu słysząc jak ktoś dobija się do drzwi. Widziałem jak się przed nimi zatrzymałaś i nie patrząc  w wizjer zaczęłaś otwierać. Zawsze tak  robiłaś, nigdy nie potrafiłaś się nauczyć spoglądać przez to głupie oczko w drzwiach. 
- Teraz też, byś na mnie nakrzyczał. Ale i tak przecież nic gorszego mnie już nie spotka…. Życie bez ciebie jest najgorsze. – dodałaś cicho. Byłem przerażony, tym co mówisz. Chciałem coś powiedzieć, ale i tak mnie nie usłyszysz. Naprawdę chciałbym byś tak bardzo nie cierpiała… Stałem oparty o ścianę i patrzyłem jak otwierasz drzwi.  Za nimi stał on. To dziwne, że przyszedł dopiero teraz, przecież zawsze się kręcił obok ciebie…. Może nie wiedział jak miał się zachować? Nigdy się nie lubiliśmy. On zawsze starał się zwrócić na siebie twoją uwagę i ignorował kompletnie fakt, że przecież jesteś tylko moja. Irytowało mnie to, a może nie tyle to, co fakt, że bardzo wiele was łączyło. A mianowicie pasja. Zawsze cię rozśmieszał, kochał to co ty, jednak ty i tak wybrałaś mnie. I byłem z tego dumny. 
- Cześć. Kupiłem twoją ulubioną szarlotkę, liczę, że dzięki temu wpuścisz mnie do środka.– uśmiechnął się patrząc na ciebie. Skinęłaś głową i otworzyłaś szerzej drzwi. Patrząc na niego zrozumiałem coś bardzo ważnego. On jako jedyny, nie bał się tu przyjść, on jako jedyny nie mówił Ci jak strasznie mu przykro, on jako jedyny po prostu przyniósł ci to co lubisz. 
- Proszę wejdź. – powiedziałaś cicho. I ruszyłaś w stronę małego i przestronnego salonu. Wyciągnęłaś z szafki dwa talerzyki. – Pójdę po sztućce. – stwierdziłaś i zniknęłaś za drzwiami. Widziałem jak wodził za tobą wzrokiem, miał dziwny wyraz twarz, tak jakby zastawiał się co powiedzieć, by ciebie nie urazić.
-  Jak się czujesz? -  chyba zbyt szybko go pochwaliłem…. 
- A jak mam się czuć…. – mruknęłaś, po czym usiadłaś na kanapie i otuliłaś się kocem. Patrzył na ciebie ze smutkiem w oczach. Jednak bał się do ciebie zbliżyć.  Nie zastanawiałem się długo, usiadłem obok i objąłem cię ramieniem 
- To było głupie pytanie. Nie chciałam mówić tego co wszyscy. – ale powiedziałeś… - Przyszedłem, tuta,j bo chciałem byś wiedziała, że nie jesteś z tym sama. – wszyscy to wkoło powtarzają ale i tak nic nie robią. Mógłby się bardziej wysilić.
- Nigdy się nie lubiliście. – stwierdziłaś i spojrzałaś zaskoczona na swojego znajomego. On się szeroko do ciebie uśmiechnął
- Owszem i mogę się założyć, że gdyby wiedział, że tu siedzę zaraz bym oberwał czymś w głowę. – zauważyłem jak kąciki twoich  ust delikatnie uniosły się ku górze. 
- Myślę, że mimo wszystko ucieszyłby się, że ktoś mnie odwiedził. – uśmiechnęłaś się. Patrzyłem zdumiony na ciebie, ale  musiałem ci  przyznać rację. Znałaś mnie doskonale… Mimo mojej niechęci do jego osoby, nawet się ucieszyłem, że choć przez chwilę nie będziesz sama. On zawsze potrafił poprawić ci humor, zawsze mu tego zazdrościłem. Nie lubiłem, gdy byłaś przy nim, gdy gdzieś razem wychodziliście, gdy przychodził do nas. Tylko dla ciebie udawałem uprzejmego, ale ty i tak znałaś prawdę... Teraz pierwszy raz się cieszę, że przyszedł, że się do ciebie uśmiecha. Ty tego nie widzisz, ale ja tak. On wprowadza jakieś promyczki świata do twojego świata. I to mnie cieszy, chociaż i tak będziesz moją na zawsze.
- On  bardzo cię kochał. - stwierdził zerkając na moje zdjęcie lezące akurat na ławie.
- Ludzie mogą umierać.... Prawdziwa miłość nie umrze nigdy. - powiedziałaś spuszczając w głowę i wzięłaś do ręki moje zdjęcie - On wciąż mnie kocha. Wiem to. - gdy to mówiłaś w twoich oczach widziałem miłość.  Miłość która wciąż istniała, masz rację. Dzieli nas niewidzialna przestrzeń, ale ja tu jestem i zawsze będę. Nigdy nie przestanę Cię kochać skarbie. Złapałem twoją dłoń i mocno ją ścisnąłem, choć ty i tak tego nie poczułaś... Zerknąłem w stronę w twojego gościa,  trochę się zamyślił. Może było mu przykro? Nie, to nie możliwe. Co jak co, ale on zawsze chciał twojego szczęścia równie mocno co ja.... Wtedy mi przyszło coś do głowy. Coś nie wyobrażalnego, jednak nie mogłem się pozbyć tej myśli.... Może to źle, że nadal tak bardzo mnie kochasz?


________


Za oknem jest znowu jesień....  Znowu jest październik.... Znowu są wspomnienia....  Lubię jesień, dlatego to dodaję. :)  
To będzie najtrudniejsze opowiadanie w moim życiu. 
Ten rozdział był napisany dawno temu.  Ale skoro wszystko wraca, ja wracam do tego opowiadania, choć wątpiłam, że to zrobię. 

Macie jakieś typy, kto może być tym gościem od szarlotki? :) Dodam, że mam w głowie już kto to, ale nie jestem jeszcze pewna. ;)  ( on= siatkarz) Czekam na odpowiedzi, może pomożecie mi  w wyborze. ;) 

POZDRAWIAM !!!! 
Paulka
Ps. Kamil będzie w tym tygodniu! 

wtorek, 2 sierpnia 2016

#000 Wciąż jestem przy tobie.

Jesteś taka piękna jak się na mnie złościsz, jak mówisz, że masz dość moich głupich decyzji. Kocham moment w którym udajesz, że się na mnie gniewasz. Ale gdy podchodzę bliżej i owiewam twój kark  swym oddechem, ty powoli się odwracasz, a ja wpijam się w twoje usta szepcząc ciche przepraszam. Kocham ich smak, taki twój.  Ten twój uśmiech, te wesołe iskierki w oczach. Jesteś szczęśliwa. Zawsze to było moim marzeniem, a to, że to ja ci to szczęście daje jest najwspanialszym uczuciem na ziemi. Spojrzałem na zegarek i westchnąłem cicho.
- Muszę iść. – głaskałem twoje włosy i patrzyłem w te cudowne oczy.
- Z tobą czas płynie zbyt szybko. – mówiłaś cicho jeszcze mocniej mnie do siebie tuląc. Wtuliłem twarz  w twoje włosy i jak narkoman zaciągałem się ich zapachem.
- Wrócę. Obiecuję. A później będzie już tylko lepiej. – powiedziałem uśmiechając się do ciebie. I jeszcze mocniej zacisnąłem uścisk, jakby to był ostatni raz kiedy mam cię przy sobie. Nie sądziłem, że tak w rzeczywistości będzie…. Że już nigdy poczuje smaku twoich ust, nie usłyszę śmiechu…
A obiecałem, że wrócę………

Obiecałem ci lepsze życie.
Obiecałem swoje spojrzenie wpatrujące się w ciebie o poranku.
Obiecałem, że zawsze będziesz mogła do mnie przyjść, że będę.
Obiecałem, że będziemy szczęśliwi.
Obiecałem….
A obdarzyłem cię żalem, smutkiem, niesamowitym bólem i sprawiłem, że zapadła ciemność.



Wzruszające, pieśni, różne modlitwy,  dziesiątki kondolencji, tłum ubrany na czarno, a pośród niego ty. Tłum się rozchodził, ty zostałaś, napotykając przepełnione żalem spojrzenia. Nic nie mówiłaś.  Chcieli cię zabrać, nie zgodziłaś się, tłumacząc, że chcesz zostać ze mną sama. Zrozumieli i się oddalili. Podszedłem do ciebie i chwyciłem twoją dłoń, nawet nie zareagowałaś. Nie spojrzałaś na mnie tym radosnym wzrokiem. Twoje oczy były puste i zamglone, a wesołe iskierki, które tak kocham zniknęły. Umarły wraz ze mną.  Ominęłaś mnie. Tak po prostu. Podeszłaś do grobu i patrzyłaś na moje zdjęcie.
- Obiecałeś mi…. Obiecałeś. Miałeś wrócić.
Skarbie przecież wróciłem. Jestem tuż za tobą. Obejmuję cię w talii jak zawsze. Czemu mnie nie widzisz….. Spójrz na mnie. Proszę…. Nie patrzysz. Patrzysz na pomnik. I płaczesz. Tak strasznie płaczesz. Podchodzisz do pomnika i się w niego wtulasz.
- Jest zimny. Wszystko jest takie zimne. A ty zawsze mnie ogrzewałeś sowimi ramionami, albo okrywałeś bluzą…. Tylko ty…
Drżałaś. A ja nie potrafiłem nic zrobić. Mój dotyk nie pomagał. Nie słyszałaś moich  zapewnień, że cię nie zostawiłem, że jestem przy tobie.
- Gdzie jesteś? Wróć do mnie. Nie zostawiaj mnie….
Mówiłaś przerażona. Siedziałem obok ciebie, tuląc twe drobne ciało do siebie. Wszystko bym oddał byś choć przez sekundę poczuła, że jestem. Obiecałem, że cię nie zostawię, że będę przy tobie.

Śmierć nie boli. Boli cierpienie bliskich. Boli gdy patrzysz jak twoja ukochana kobieta jest pogrążona w rozpaczy i to przez ciebie. A ty jesteś jakaś głupią nicością i nawet nie możesz sprawić, by poczuła, że jesteś wciąż przy niej…


To jest o wiele gorsze niż sama śmierć.


__________

Kiedyś pojawi się tu więcej. Możecie być pewni. Jest prolog. Napisane kilka godzin temu. Coś innego, smutnego, może z nadzieją...

Będzie siatkówka i pewien siatkarz, lecz na wszystko przyjdzie tutaj czas. Oddaje wam na razie prolog i czekam na opinie

Na razie nie zrobiłam nawet szablonu, ale czułam, że muszę wstawić ten prolog. 


POZDRAWIAM !!!
Paulka